Bonnie Kistler - "Nasz dom płonie" - recenzja

Sięgnęłam po tę książkę z polecenia Natalii z @prostymislowami. Mówiła na swoim stories, że celowo zbyt wiele nie powie o tej powieści, bo lepiej do niej podejść z czystą głową i po prostu samemu odkryć o czym jest ta historia. Tak też zrobiłam. Nie przeczytałam nawet opisu od wydawnictwa przed rozpoczęciem lektury.

Ta recenzja jest dla tych, którzy wolą wcześniej wiedzieć trochę więcej.

"Nasz dom płonie" to dla mnie mieszanka obyczajowa z odrobiną thrillera, nutką dramatu i kroplą kryminału. W tej historii poznajemy patchworkową rodzinę, która jest zadziwiająco idealna i wspaniale funkcjonuje. Na początku poznajemy Kipa, który ukończył szkołę ze wspaniałymi wynikami i szykuje się do college'u. Na imprezie trochę za dużo wypił, a okazuje się, że rodzice wracają wcześniej z wyjazdu do domu. Jego przybrana siostra Chrissy ostrzega go i nakłania do powrotu, żeby Leigh i Peter nie odkryli jego wybryku. Niestety podczas jazdy samochodem dochodzi do wypadku, ktoś wzywa policję, a Kip zaczyna mieć poważne kłopoty, kiedy okazuje się, że może pójść do więzienia. 

Czy to historia, którą można rozpisać na około 400 stron? Jak najbardziej, bo "Nasz dom płonie" to opowieść nie tylko o Kipie, ale też o tajemniczym domu sąsiadującym z budową, którą zarządza Peter, o sprawach, w które zostaje zawikłana Leigh, o kłamstwie i kłamcach, a przede wszystkim o tym jak jeden dzień i kilka błędnych decyzji może zmienić całe życie i jak trudno potem ratować zgliszcza, kiedy nasz "dom" i życie zaczyna płonąć.

Bardzo Wam polecam tę powieść wydawnictwa Czwarta Strona, a ja kolejny raz nie zawiodłam się na polecajce Natalii.